Wybór dania z powieści ograniczył się więc do trzech potraw: bananowego budyniu, wybuchowego gulaszu i zmarnowanych jaj. Na szczęście bananowy budyń odpadł w głosowaniu, a wybory wygrały zmarnowane jaja, tuż przed gulaszem.
Zmarnowane jaja to nic innego jak marynowane jajka. Być może widzieliście kiedyś w jakimś barze czy pubie wielki słój wypełniony jajami w mętnej zalewie. Ich wygląd nigdy mnie nie zachęcił do spróbowania. Marynowane ogóreczki, grzybki, różniaste warzywa, śliwki lub inne owoce - to rozumiem. Ale jaja?!?! To prawie tak dziwaczne jak utopence czyli marynowane czeskie parówki! Ale skoro moi czytelnicy wybrali ten przepis, to go zrobiłam i spróbowałam oczywiście.
Składniki na litrowy słój:
- 9 jaj ugotowanych na twardo i obranych ze skorupek
- szklanka octu
- szklanka wody
- łyżka cukru
- łyżeczka soli
- łyżeczka ziaren pieprzu czarnego
- 10 goździków
- liść laurowy
- 2 małe suszone papryczki chilli
Przygotowanie:
- W rondelku połączyć wszystkie składniki poza jajami. Doprowadzić do wrzenia mieszając co jakiś czas, żeby cukier nam się dobrze rozpuścił. Zmniejszyć ogień i gotować 10 minut pod przykryciem.
- Do wyparzonego czystego słoja włożyć obrane jaja na twardo. Zalać gorącą marynatą, przecedzoną przez sito lub razem z przyprawami - wasz wybór.
- Zamknąć szczelnie słoik i odstawić do lodówki na minimum dwa dni przed spróbowaniem. Można trzymać w lodówce do miesiąca.
Jak smakuje? Jest oczywiście kwaśne, ale zdecydowanie mocniej białko niż żółtko (spróbowałam po 4 dniach od zrobienia), może po miesiącu żółtko też będzie kwaśne (?). Do zjedzenia bez niczego innego jest kiepskie, ale być może zyskuje w towarzystwie napoju z %, innych marynowanych przekąsek albo jako składnik w sosie tatarskim?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz